Baden-Powell: A Scout is a friend to animals.
ks. Lutosławski: Skaut jest przyjacielem zwierząt.
Skauci Europy: Harcerz widzi w przyrodzie dzieło Boże, szanuje rośliny i zwierzęta.
Wszechświat i człowiek
Życie skautowe schodzi nam przeważnie na łonie przyrody i w ścisłej od niej zależności. Na wycieczkach i w obozie, w długich, ostrożnych przekradaniach się – mamy okazyę obserwowania przyrody zbliska; musimy ją zresztą dobrze znać, żeby umieć obracać się wśród niej, wiedzieć, gdzie co znaleźć można, skąd może grozić niebezpieczeństwo, jak i gdzie natomiast można znaleźć schronienie. Człowiek, który tak z przyrodą się zżyje, nie może jej nie pokochać. Widzimy to u pierwotnych ludów, widzimy to u wieśniaków, widzimy także u mędrców i uczonych, którzy tajemnice przyrody zgłębić usiłują albo jej siły do użytku ludzkiego ujarzmić.
Jest coś w przyrodzie, co na duszy człowieka robi wrażenie ogromne, to niezawodnie ten pierwiastek ładu i prawidłowości, i to dopasowanie wszystkich jej szczegółów do pewnych celów, którym dane urządzenie przyrodzone mają służyć. Im bliżej się z tym mechanizmem przyrody stykamy, tem wyraźniej widzimy poza stworzeniem Stwórcę, tem lepiej rozumiemy, że bez rozumnej woli, która tę prawidłowość ułożyła – mnogość pierwiastków i dążeń w przyrodzie musiałyby doprowadzić do okropnego chaosu i nieładu i do ogólnego rozbicia.
Zegarmistrz
A tymczasem, pomimo dużej niby wolności w ruchach przyrody i niezmierzonej rozmaitości – idzie w niej wszystko, jak w zegarku. I tak jak zegarek nie mógł powstać przypadkiem, ale prawidłowością swoją jest niezbitym dowodem istnienia zegarmistrza, który go zrobił, tak samo wielki zegar świata świadczy o istnieniu jego zegarmistrza.
Gdyby kto chciał nam tłómaczyć, że zegarek mógł powstać sam bez myśli twórczej – nadawałby się do domu waryatów; tak samo, ktoby nie widział, że prawidłowość świata dowodzi istnienia i mądrości Stwórcy. To słońce, które nie chybi i nie zawiedzie, zmiana nocy i dnia, pory roku, rozkwit wiosenny i zamarcie jesienne, pokolenia różnych stworzeń, zmieniające się kolejno – wszystko to jest niezmiennie prawidłowe – i jak przed oczami naszych pradziadów, tak przed naszemi się przesuwa.
Nawet człowiek do pewnego stopnia jest porwany tą prawidłowością, zależy od niej w wielu kierunkach. Ale w różnych szczegółach może się jej przeciwstawić i to go podnosi ponad resztę stworzenia, to go czyni jego królem, że sam do swoich celów tej zasadniczej prawidłowości użyć potrafi; on jeden zmierzyć umie obrót ziemi, na której się porusza, i zbudować zegar, który w takt z tym obrotem odmierza godziny; on jeden siły przyrody z ogólnego biegu wyłączyć potrafi i na nowe je skierować zastosowania, on też jeden pojąć potrafi, że poza tą prawidłowością musi stać prawodawca, i w dziełach Jego uczcić potrafi Stwórcę.
Człowiek a koń
Porównajcie tylko przez chwilę człowieka z któremkolwiek ze zwierząt. Oto stoi przed wami człowiek – i, powiedzmy, koń. I jeden i drugi od 6000 lat chodzą po tym świecie i na te same dziwy patrzą. Co ze swego doświadczenia przez te 6000 lat potrafił uczynić koń – a co człowiek? Koń – nie zrobił nic; tak samo rży dzisiaj, jak zapewne rżał w raju, gdy Adama witał. Śladów jego działania niema na świecie.
A człowiek? Człowiek odnowił oblicze kuli ziemskiej! Zbudował pomniki trwałe swojej myśli i sztuce; przeprowadził koleje i połączył najodleglejsze zakątki świata stałymi środkami lokomocyi, wymyślił setki maszyn, zmienił wygląd ziemi przez trzebież i uprawę i ujarzmił siły przyrody; on jeden stworzył ciągłość doświadczeń, on jeden ma naukę, on jeden ma swoją historyę.
I skąd to wszystko? Z małej mózgownicy – mniejszej od mózgów niektórych zwierząt. Ale ta mózgownica jest siedliskiem myśli, organem ducha: skutki i ślady działania ludzkiego dowodzą nam jego istnienia – brak takich skutków i śladów działania konia – dowodzi nam też, że w jego mózgownicy nie było i nie ma podobnego pierwiastka. Dlatego też to człowiek panuje nad światem.
Aby jednak być godnym tej władzy, jaką ma nad przyrodzeniem, człowiek musi uszanować w niem tę wyższą władzę, której i on sam podlega. Stąd płynie zasada postępowania wobec przyrody: człowiekowi wolno używać przyrody, wolno na swój użytek, na zaspokojenie swoich potrzeb rozumnych obracać inne stworzenia, bo one wszystkie nie mają celu w sobie, i niższe w wyższych cel swój lepiej osiągają; więc wolno np. człowiekowi karmić się zwierzęciem, choć przez to bezpośredni cel tego zwierzęcia pozostanie nieosiągnięty – bo wyższym jest cel utrzymania człowieka. Tak np. właściwym własnym celem istnienia jajka jest wydanie kury – i te tajemnicze, cudowne siły, które w jajku kurczę budują, po to w niem tylko istnieją; ale pomimo to człowiekowi wolno przerwać ten rozwój, gdy mu jajko na pokarm jest potrzebne; tak nawet niższe stworzenia robią – jedne drugiemi się żywiąc, choć wewnętrzny cel każdego poszczególnie tkwi w jego własnym najdoskonalszym rozwoju: bo na tym użytku jednym stworzeń dla drugich polega cel całości, a im wyższe stworzenie – tem większy zakres niższych ma do rozporządzenia; najwyższe – człowiek ma wszystkie inne pod sobą i dla siebie, i może ich używać, wykonując przez to zadanie przyrody i osiągając jej cel.
Ale jeśli człowiek przeszkadza niższym stworzeniom w osiąganiu ich celów bez potrzeby swojej – nie możemy nazwać tego ich użyciem; będzie to najoczywistsze nadużycie: nadużywa wtedy człowiek swojej władzy, i zamiast przyczyniać się do osiągania celu przyrody – psuje ją i wnosi zamieszanie do dzieła Bożego. I tego skautowi robić nie wolno.
Piękno natury
Prawo skautowe mówi tylko o zwierzętach, ale zarówno odnosi się ten zakaz do roślin, a nawet do martwych przedmiotów przyrodzonych. Straszne są pod tym względem zapędy niszczycielskie niektórych dzikich natur. Znajdzie taki barbarzyńca np. ładny kamień, piękny prawidłowością swojej formy, dajmy na to kryształ górski – i popatrzywszy może chwilę na jego piękność, na cudowną prawidłowość jego linii i płaszczyzn – rozbija go w proch; nawet nie pomyśli nieraz o tem, że zniszczył coś, co samą swoją doskonałością dopraszało się zachowania, tak jak dzieło sztuki.
Inny, idąc na spacer, bezmyślnie laską ścina przydrożne rośliny, strąca kwiaty z drzew, niszczy, co pod rękę wpadnie; nie chodzi tu o szkodę, wyrządzoną właścicielowi: to jest oczywiście karygodne narówni z kradzieżą, gdy się czubki drzewek ścina i przez to niszczy sadzonki, albo z drzew owocowych zrywa kwiaty; ale chodzi mi tu o inny objaw – o bezmyślne niszczycielstwo, o rozrastanie się w duszy człowieka znieczulenia na brzydotę takiego postępowania względem przyrody. Te same rośliny przydrożne jutro może by padły pod kosą gospodarza – dostawszy się w postaci siana do żłobu dla bydła spełniłyby swoje przeznaczenie wyższe, nie doszedłszy do własnych owoców; w innem miejscu, może jakaś łodyga, zawadzająca w obserwacyi zaczajonego skauta, przepadłaby, złamana, ale zgodnie z ogólnem przeznaczeniem stworzenia – służenia człowiekowi – bezcelowe natomiast, bezmyślne nieraz, a czasem osobiście okrutne, choć rośliny nie czują – niszczenie życia roślinnego jest obrzydliwe i niegodne człowieka.
Jeszcze bardziej takie nadużycia nas razi wobec zwierząt. Tu niezawodnie odczucie bólu i cierpienia fizycznego podnosi grozę znęcania się nad stworzeniem. W samem użyciu zwierząt może być nadużycie, gdy je męczymy, nawet w celu uprawnionym. Przyzwyczajenie do złego traktowania zwierząt zakuwa powoli serce ludzkie w obojętność także na cierpienia ludzi. Dlatego samego już skauci są naturalnymi obrońcami męczonych zwierząt.
Nie trzeba tu jednak samem tylko uczuciem i wrażliwością się kierować. Znane są wypadki nierozsądku, gdy zapalony obrońca zwierząt – wypuszcza np. kanarka z klatki w naszym klimacie, przez co naraża go na pewne zamarznięcie w zimnie; gdy ktoś w obronie faworyta-pieska naraża własne zdrowie albo życie na niebezpieczeństwo: to są nadużycia w przeciwnym kierunku; przesadne przejęcie się cierpieniami zwierząt prowadzi niektórych niezrównoważonych ludzi do zaniedbania swoich obowiązków wobec bliźnich; grzechem byłoby ratowanie i wspomaganie zwierząt z zaniedbaniem ratunku i pomocy dla ludzi. A jest tyle nędzy na świecie nieporatowanej, że przesada w ratowaniu zwierząt nieraz może granice dozwolone przekroczyć: zawsze pamiętać należy, że ludzie są ważniejsi i bardziej godni współczucia, i że zwierzęta muszę służyć ludziom, bo do ich użytku są stworzone.
Niemniej przeto męczenie zwierząt jest nadużyciem, a jest tem szkodliwszem, że fatalnie się odbija na delikatności uczuć człowieka, który obojętnie je znosi.
Skautowe ćwiczenia
Nasze gry i zajęcia skautowe znakomicie przyczynić się mogą do wyrobienia w nas szacunku dla przyrody i pewnej nawet serdeczności w stosunku do jej tworów. Z drugiej strony staranna obserwacya zwierząt, ich podchodzenie i fotografowanie, podpatrywanie ich obyczajów – jest jednem z najlepszych ćwiczeń, dla wyrobienia w nas opanowania ruchów, ostrożności, wytrwałości i uwagi. Zacznijcie od prób, kto bliżej podejść potrafi do wróbla lub pliszki, nie płosząc ich. Powoli nauczycie się najostrożniejsze zwierzęta przewyższyć w czujności, i powstrzymywać w sobie najmniejsze nawet ruchy i głosy, zanim zwrócą ich uwagę. Jest to daleko zabawniejsze od straszenia i prześladowania zwierząt.
Na podstawie zasad wyłuszczonych łatwo też urobić sobie zdanie o łowienie i zabijaniu zwierząt do zbiorów naukowych i o polowaniu. Robienie zbiorów jest bardzo użyteczne i o ile chodzi o otrzymanie egzemplarza do zbioru – wolno każde zwierzę w tym celu zabić; byle naprawdę zbiór był systematycznie robiony, a nie stał się niedokończoną i popsutą zabawką, z której nic nikomu nie przyjdzie: bo taka zabawka nie usprawiedliwia odebrania życia. Należy także stosować wszelkie rozporządzalne metody dla możliwego zmniejszenia i skrócenia cierpień zwierząt, jak owady, równe ludzkim cierpieniom – jednak są gwałtem, a zadawanie go w każdym razie nasze własne uczucia wypacza i stępia. Najlepiej też hodować żywe zwierzęta i uczuć się badać je na swobodzie, a jak najmniej ich zabijać; jest to trudniejsze, ale znacznie ciekawsze i pożyteczniejsze.
Polowanie racyonalne, zdobywające zwierzynę na pokarm lub na futro dla ludzi, jest uzasadnione i dozwolone; ale ten sport ma niezawodnie coś przykrego w sobie dla przyjaciół zwierząt. Żaden skaut, który nauczył się tak podchodzić do zająca, że go pod krzakiem strzygącego uszami zdybać potrafi, ani który się bawił oswajaniem zwierząt – nie będzie znajdował szczególnej przyjemności w zabijaniu napędzanych na niego łagodnych i nieszkodliwych stworzeń; żyłka myśliwska jednak tak jest w naszej naturze zakorzeniona, że zapominamy o tem, gdy strzelbę w dłoni poczujemy, a trąby się odezwą z za boru, albo gdy pies przed nami wiatr łapie i tak pięknie, jak to tylko wyżeł umie, „wystawia” kuropatwę. Nie możemy potępiać tej zabawy, byle nie przechodziła miary i nie stawała się zgubnym nałogiem. Jednakże powoli ćwiczenia skautowe w podchodzeniu zwierząt, ich fotografowaniu i oswajaniu zdołają zastąpić myślistwo w wielu wypadkach z nierównie większym zadowoleniem tej samej właściwie żyłki: bo samo zabijanie żadnemu myśliwemu przyjemności nie sprawia.
Polowanie z bronią ograniczy się dla takich skautów do szkodników i drapieżców, które tępić należy dla ochrony zasiewów i użytecznych zwierząt. Natomiast nigdy i pod żadnym pozorem nie wolno skautom zabawiać się strzelaniem „dla wprawy” do ptaszków”, otaczających nasze wioski: jest to barbarzyństwo obrzydliwe, są pewne gatunki ptaków jadalne, które są przedmiotem prawidłowego polowania, są inne, które jako szkodniki muszą być tępione, ale używanie rzeczy śpiewaków skrzydlatych jako celu dla nudzącego się brakiem zwierzyny strzelca jest ohydnem mordowaniem zwierząt: należy się go bezwarunkowo wyrzec. Jeśli chodzi o wprawę w strzelaniu – to lepszy jeszcze skutek opanowania mięśni i odruchów otrzymacie, jeśli w locie rozróżniać będziecie, czy ptak nadlatujący jest chroniony, czy nie – i od strzału ze złożonej już strzelby w ostatniej chwili bodaj nauczycie się powstrzymać. A ruchomy cel można sobie urządzić i bez mordowania ptaków. Rozumie się samo przez się, że i łapanie ptaków w sidła, wybieranie gniazd i niszczenie jaj ptasich jest rozbójnictwem karygodnem, zdradzającem nieszlachetną i bardzo pierwotną naturę. Kto się w wyprawach skautowych zżyje z przyrodą – ten takie zapędy niszczycielskie z łatwością opanuje i wypleni z duszy.
A wszak o to przedewszystkiem chodzi: cały stosunek skautów do przyrody, wszystkie ich zajęcia z nią związane, ćwiczenia i prace mają być tylko walnym środkiem wysubtelnienia ich uczuć, wyszlachetnienia duszy, aby tem szlachetniej i tem delikatnej potem do ludzi te uczucia życzliwości i miłości stosować umieli; jest to przezwyciężanie tych przeszkód wewnętrznych, jakie miłości bliźniego stawiają niższe instynkty pierwotnych natur, zatrutych okrucieństwem, obojętnością na cierpienia, brutalnością i swawolą.
A z drugiej strony nasze zżycie się z przyrodą ma nam coraz doskonalej uprzytamniać jej piękno, wspaniałość jej budowy i przez nią także zbliżać nas do tego dobrego Boga, który ją taką cudowną stworzył, który ją prowadził i utrzymuje.
Któż nie poczuł w duszy podnoszących się uczuć uwielbienia i miłości, gdy w skwarny letni dzień przeleżał spokojnie południe pod sosnami, między wierzchołkami ich śledząc obłoki i wsłuchując się w szmer boru?
Albo kto nie poczuł swojej małości wobec ogromu wszechświata – gdy wpatrzony w bezkres gwiaździstego nieba, zasłuchany w cudowną harmonię muzyki nocy letniej – ukorzył się duchem przed Panem tych wspaniałości, i rozpłynął się we wdzięczności dla Niebo, że ponad ten ogrom i poza ten bezkres wynieść raczył nas – naszą ludzką duszę, która to piękno odczuć potrafi, i tego Boga ukochać!
Niestety – jeden też tylko człowiek buntować się w tym wszechświecie może przeciw Niemu; oby zżycie się z posłuszną Jego prawom przyrodą nauczyło nas uległości dla Jego Ojcowskiej nad nami opieki!
Gawęda z książki „Czuj Duch! – Szesnaście gawęd obozowych o idei skautingu” z roku 1913